Wojna w Wietnamie

Konflikt w Wietnamie narastał właściwie już od 1954 roku. Wtedy to doszło do starcia między siłami francuskimi a armią separatystyczną, na skutek którego Francuzi stracili swoją kolonię. Podczas kongresu w Genewie, Wietnam został podzielony na dwie części – Demokratyczną Republikę Wietnamu ze stolicą w Hanoi oraz Republikę Wietnamu ze stolicą w Sajgonie. Każda z części miała swojego przywódcę. Genewski pakt zakładał jednak, że w 1956 roku odbędą się wybory, które mają na celu zjednoczenie kraju. Jednak, gdy okazało się, że przywódca Demokratycznej Republiki Wietnamu cieszy się coraz większym poparciem, Ngo Dinh Diema (stojący na czele Republiki Wietnamu), wycofał się z tego porozumienia. 

W latach 50. USA zaczyna angażować się w sprawy Wietnamu. W 1961 najsilniej podkreślał to John F. Kennedy, który poprzez zaangażowanie chciał podkreślić potęgę USA. Nie była to jeszcze interwencja militarna. Dopiero w 1964 roku, po ostrzelaniu amerykańskiego niszczyciela USS Madox przez wietnamskie wojska, Prezydent USA zyskuje pretekst do wkroczenia z działaniami zbrojnymi. W 1965 roku USA wykonały około 25 tysięcy nalotów na teren Wietnamu, a z każdym kolejnym rokiem ta liczba wzrastała. Pomimo zwycięstwa USA, kraj poniósł duże straty. Nowozaprzysiężony Prezydent Nixon zaczął się zastanawiać jak wycofać się z konfliktu. Jego plan by dozbroić i dofinansować Wietnam aby sam poradził sobie w walce z komunistami, nie spotkał się z uznaniem społeczeństwa. Rozpoczęły się protesty, wiece i demonstracje, które niejednokrotnie kończyły się starciami i aresztowaniami. W roku 1968 w marszach i protestach brało udział kilkaset tysięcy osób. Kulminacja działań antywojennych przypada na 1969 rok. W 1973 roku został podpisany układ, na mocy którego USA wycofuje się z Wietnamu. Wietnam został opanowany przez komunistów, a w USA nadal trwały protesty społeczeństwa, które sprzeciwiało się amerykańskiej interwencji w Wietnamie. 

Powrót do listy

 

Praga: 5 stycznia 1968

Objęcie władzy przez Alexandra Dubčeka, początek Praskiej Wiosny. 

Po odsunięciu od władzy Antonína Novotnýego zaczęły się wewnątrzpartyjne walki, których rezultatem stały się zmiany nie tylko na arenie politycznej, ale w życiu społecznym i kulturalnym. Organizowane były demonstracje, na których domagano się wolności dla wyznań religijnych, partii niekomunistycznych, otwarcia granic, rehabilitacji osób bezprawnie skazanych po 1948 roku. Przeciwko reformom krytycznie występowali Walter Ulbricht, przywódca Niemieckiej Socjalistycznej Partii Jedności z NRD i Władysław Gomułka, który w tym czasie zmagał się z protestami studenckimi podczas marca 1968 w Polsce. Powszechne wtedy w Polsce hasła „Polska czeka na Dubčeka” czy „Czekamy na swego Dubčeka” stanowiły bezpośrednie zagrożenie dla rządzącej, komunistycznej nomenklatury.

Między 29 lipca a 2 sierpnia próbowano dojść do politycznego rozwiązania konfliktu. W rezultacie władze Czechosłowacji wyraziły wolę pozostania w Układzie Warszawskim oraz zadeklarowały wierność wobec socjalizmu. Jednak w praktyce, rozmowy te nie przyniosły oczekiwanego przez społeczeństwo rezultatu. 

Władze radzieckie postawiły na rozwiązania siłowe. W nocy z 20 na 21 sierpnia rozpoczęła się tzw. operacja Dunaj – ponad 6000 żołnierzy węgierskich, bułgarskich, polskich, radzieckich i wschodnioniemieckich wkroczyło do Czechosłowacji. 8 września 1968 roku na oczach członków Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, dyplomatów i 100 tysięcy widzów, Ryszard Siwiec dokonał aktu samospalenia na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie. Stało się to na skutek protestu przeciwko agresji wojsk polskich na Czechosłowację. Swój sprzeciw wyraziły m.in. rządy Jugosławii, Rumunii i Chin. Jednak praska wiosna została stłumiona na skutek powrotu cenzury, brutalnego tłumienia demonstracji, tłumieniem opozycji czy masowych zwolnień z pracy i aresztowań. Społeczeństwo nie miało siły przebicia i musiało czekać aż 20 lat na szansę na zmianę. 

Powrót do listy

 

Warszawa: 30 stycznia 1968

Zdjęcie z afisza przestawienia Dziady Adama Mickiewicza, w reżyserii Kazimierza Dejmka w Teatrze Narodowym w Warszawie.

Spektakl miał premierę w 1967 roku. Został skrytykowany, a później zdjęty przez władzę za wydźwięk antyradziecki, co zwiększyło zainteresowanie publiczności i spowodowało żywą reakcję widzów. Po ostatnim przedstawieniu 30. stycznia doszło do manifestacji przygotowanej przez komandosów oraz studentów Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Studenci, krzycząc hasła „Niepodległość bez cenzury” i „Chcemy kultury bez cenzury!” złożyli kwiaty pod pomnikiem Mickiewicza domagając się dalszych przedstawień. 

W marcu do studentów dołączyło środowisko literatów, ze Związkiem Literatów Polskich na czele, zbierając podpisy pod petycją przeciwko zdjęciu Dziadów. Na reakcję władz nie trzeba było długo czekać. Zaczęły się aresztowania i zwolnienia pracowników naukowych, studentów i środowiska popierającego manifestacje. Następnie zaczęły się prześladowania społeczności żydowskiej. Kampania antysemicka spowodowała przymusową emigrację środowiska pochodzenia żydowskiego jak i ludzi kultury i nauki. Według źródeł, z Polski wyjechało wówczas 13-20 tysięcy osób. 

Powrót do listy

 

Berlin: 11 kwietnia 1968

Zamach Josefa Bachmanna na przywódcę Socjalistycznego Niemieckiego Związku Studentów Rudiego Dutschke, apogeum protestów w Berlinie trwających od 1967 roku. Protestujący manifestowali swój sprzeciw, podobnie jak w innych krajach, wobec wojny w Wietnamie, starszego pokolenia obciążonego tu jeszcze nazistowską przeszłością oraz fascynacji ideologią komunistyczną. Największe protesty odbywały się po 11 kwietnia 1968 r. kiedy to prawicowy ekstremista Josef Bachmann dokonał w Berlinie Zachodnim zamachu na Rudiego Dutschke – przywódcę SDS. Dutschke zamach przeżył, zmarł w 1979 roku tonąc w wannie w swoim mieszkaniu na skutek napadu epilepsji, która podobno była późnym następstwem zamachu. 11 kwietnia 1968 roku tysiące demonstrantów zaatakowały także budynek wydawnictwa Axela Springera w Berlinie Zachodnim. 

Do podobnych demonstracji  doszło łącznie w 27 miastach RFN. Wzięło w nich udział kilkadziesiąt tysięcy osób, w Monachium dwie osoby zginęły. W odpowiedzi, Bundestag 30 maja 1968 r. uchwalił ustawy wyjątkowe, ograniczające wolności obywatelskie i umożliwiające władzy skuteczniejszą walkę z protestującymi. 

Powrót do listy

 

Paryż: 3 maja 1968

Studenci zorganizowali wiec w pomieszczeniach Sorbony mimo zakazu władz. Protest był wyrazem sprzeciwu wobec zamknięcia uniwersytetu w Nanterre dzień wcześniej. Doszło wówczas do zamieszek z policją, która podczas oczyszczania terenu uczelni użyła gazu łzawiącego. To rozpoczęło walki uliczne pomiędzy kilkoma tysiącami demonstrantów a policją, podczas których w sumie zatrzymano 600 uczestników zajść. 4 maja Krajowy Związek Studentów Francuskich (UNEF) i Krajowy Związek Wykładowców Szkół Wyższych (SNESup) wezwały do bezterminowego strajku w szkołach wyższych. Protesty rosły w siłę, władze skazywały na więzienie manifestantów. 7 maja studenci i licealiści zorganizowali 30-kilometrowy marsz od Denfert-Rochereau do Place de l’Etoile. Uczestnicy zapowiedzieli okupację Sorbony po odejściu stamtąd policji. Minister oświaty Alain Peyreffe odmówił negocjacji i oświadczył, że Sorbona będzie zamknięta, dopóki w Dzielnicy Łacińskiej nie powróci spokój. Do protestującej młodzieży dołączyło także środowisko artystów i dziennikarzy, a z czasem także robotnicy. 

31 maja, kiedy przedstawiono nowy skład rządu i pojawiało się coraz więcej wieców poparcia dla de Gaull’a, fala protestów studenckich zaczęła opadać. 

Nie byłoby paryskiego maja ’68 bez studentów. Kiedy trzynaście lat później, w 1981 roku, wybuchł w Łodzi najdłuższy w polskiej historii studencki strajk okupacyjny, a studenci przez miesiąc okupowali budynki miejskich uczelni, żyjąc w niepewności, jak potoczą się przyspieszone wydarzenia polityczne i licząc, ilu dni brakuje im jeszcze (brakuje n a m jeszcze) do długości strajku paryskiego. Nikt ze świadomych mieszkańców miasta nie mógł mieć wątpliwości, co się w tym mieście kroi: rewolucja, choć z tych samoograniczających się. Barykad na Piotrkowskiej nikt wprawdzie nie wznosił, ale mury Łodzi odezwały się napisami, wśród których znalazły się cytaty, pseudocytaty, twory autorskie. Od Leca „Trzeba tak pomnożyć myśli, by nie starczyło dla nich dozorców”, przez proste, ujmujące swoją oczywistością „Nie ufaj pochlebcy”, po zaskakujący cytat z Lenina „Nudny to obowiązek – restaurować prawdę” czy swojskie „Wywożenie gnoju na taczkach daje mi zawsze najlepsze plony”. Wydawało się wtedy, że między studenckim Paryżem a studencką Łodzią, między majem ’68 a lutym ’81, rozpiął się niespodziewanie most. (…)

„Nie chcemy seryjnej produkcji magistrów” – taki transparent rozwiesili studenci podczas strajku w 1981 roku nad bramą budynku Wydziału Filologicznego w Łodzi. Trudno o lapidarniejszy opis tego, ku czemu technokratyczna władza chciałaby sprowadzić uczelnię. I o bardziej czytelny wyraz wobec prób ujmowania człowieka, już od jego młodych lat, jako towaru. Na ten towar wymyślono po latach zgrabne określenie: kapitał ludzki.

Jerzy Jarniewicz, Paryskie graffiti. Studenci i sytuacjoniści, [w:] All you need is love. Sceny z życia kontrkultury, str. 68, 82, wyd. Znak, Kraków 2016

Powrót do listy

 

Meksyk: 2 października 1968– Masakra w Tlateloco

2 października 1968 roku meksykańskie siły rządowe otoczyły demonstrantów na La Plaza de les Tres Culturas w Tlateloco. Organizatorzy protestu prosili ludzi o rozejście się po tym, jak zauważyli zwiększającą się liczbę policji, jednak w wyniku akcji zginęło od 200 do 300 osób. Masakra zradykalizowała protesty i zaburzyła wizerunek Meksyku jako kraju demokratycznego. Dla meksykańskich polityków masakra stała się tematem tabu na wiele lat. 

Powrót do listy

 

Mario Savio

2 grudnia 1964, dwudziestodwuletni student filozofii – Mario Savio, wygłasza przemówienie podczas trwającej dwa miesiące akcji protestacyjnej studentów w Berkley. Wystąpienie Savia, który porównał uniwersytet do bezdusznej maszyny, której działanie staje się nie do przyjęcia i wymaga zdecydowanego sprzeciwu, rzucenia się na jej tryby i własnym ciałem uniemożliwienia jej dalszego funkcjonowania, wyznacza punkt kulminacyjny wydarzeń, które jedni nazywają rewolucją studencką, drudzy – powstaniem w Berkeley.

Mario Savio był amerykańskim aktywistą, uważanym za ikonę wczesnego okresu ruchu kontrkulturowego w latach 60. Po swoim płomiennym wystąpieniu w Berkley stał się przywódcą Ruchu Wolnego Słowa. Media ujawniły, że FBI śledziło Savio przez ponad dekadę.

Obraz drugi z tego samego wydarzenia jeszcze głębiej zapada w pamięć i tkwi w niej, jakby pochodził z innego porządku: oto bowiem kędzierzawy dwudziestodwulatek Mario Savio podchodzi do otoczonego przez studentów wozu, pochyla się, rozwiązuje sznurowadła i zdejmuje buty. Najpierw lewy, potem prawy. A gdy jest już, nie, nie całkiem bosy, ale w samych skarpetach, wchodzi na dach wozu. Będzie przemawiał do zbuntowanych studentów w skarpetkach. Bunt i buty, buty i bunt, osobliwy tandem. Powaga buntu nie unieważnia znaczenia pary zwykłych butów, para zwykłych butów nie unieważnia powagi buntu, wpisuje się w jego historię. Gdzie je zostawił? Może podał je któremuś z policjantów, by ich przypilnowali? Czy raczej stoją przy kołach, puste buty studenta, zdjęte, by nie zarysowały dachu? Buntownik bez butów, wchodząc na dach, przejmuje policyjną własność, zamienia wóz mający posłużyć do uwięzienia jednego z demonstrantów w zdobyczne trofeum, w podium, z którego będzie zagrzewał demonstrantów do wytrwania w solidarnej akcji. Co mu kazało przejmować się dachem policyjnego wozu, gdy wokół zgromadziło się tysiące studentów, a w samochodzie policja przetrzymywała jednego z uczestników protestów? Co mu kazało zdjąć buty, kiedy policja przybyła na teren kampusu z pałkami i gazem łzawiącym, by siłą rozproszyć demonstrujących? (…) Stojąc w samych skarpetach na dachu radiowozu, Savio wzywa policjantów: „Uwolnijcie tego człowieka i zaprzestańcie nękania ludzi przy stolikach, a wszyscy, jak tu siedzimy, rozejdziemy się w spokoju.” (…) 28 listopada Mario Savio wraz z trójką innych studentów dowiadują się o relegowaniu z uczelni, mimo że ich działanie podczas blokady wozu doprowadziło do podpisania porozumienia z jej władzami, więc zostało niejako zalegalizowane. Każdy z nich usłyszał też zarzut utrudniania pracy policji poprzez organizację blokady wozu, Savio jest dodatkowo oskarżony o to, że ugryzł policjanta w nogę. Dopowiem, że noga ta, objęta szczególną ochroną, bo policyjna, zanim została ugryziona, znalazła się na twarzy Savia, nieobjętej ochroną, gdy policjant próbował obezwładnić studenta. To, że Savio dopuścił się takiego czynu, świadczy o jednym: że ten opanowany zazwyczaj lider studenckiego buntu, dbający o to, by protest przebiegał bez przemocy, znalazł się na skraju załamania. (…) „Przywołajcie tak dużo miłości, jak tylko możecie, i jak najmniej nienawiści, jak najmniej przemocy, jak najmniej złości. Im większą czujecie miłość, tym większa szansa, że odniesiecie zwycięstwo.” (Robert Cohen, Freedom’s Orator, dz. cyt, str. 193. Fragment przemówienia Mario Savio w przekładzie Marka Jedlińskiego)

Jerzy Jarniewicz, Studenci mówią Nie! Ruch Wolności Słowa, [w:] Bunt wizjonerów, str. 37, 42-43, wyd. Znak, Kraków 2019

Powrót do listy

 

Zamieszki w Stonewall

Na Christopher Street znajdował się klub Stonewall Inn. Było to miejsce spotkań gejów, lesbijek, transseksualistów, a także cyganerii, bitników, szalonej, wyzwolonej młodzieży i środowiska artystycznego. Był on pod mafijną kontrolą. Te powiązania były powodem do ciągłych policyjnych nalotów na klub. Podejrzewa się, że właściciele klubu byli w komitywie z lokalną policją i naloty miały na celu nie tyle kontrolę klubu ile nękanie wykluczonej społeczności. Do historii przeszedł nalot z 27 czerwca 1969 roku. Wtedy to policja przejęła lokal i zaczęła masowo kontrolować i spisywać gości. Zarządzono szczegółowe kontrole transwestytów w toaletach by móc stwierdzić czy podejrzanego ubranego w kobiecy strój należy zatrzymać czy zwolnić. Osoby, które zostały spisane wyszły z klubu i czekały na swoich znajomych. Tłum robił się coraz większy, a każdego kto wychodził „wolno” witano oklaskami. Przed Stonewall Inn stworzył się niemal teatralny spektakl. Kiedy policjanci doprowadzali aresztowanych do radiowozu, zobaczyli przybierający na sile tłum. Chciano wezwać kolejny radiowóz, jednak było to niemożliwe. Tłum zaczął intonować pieśń, którą można było usłyszeć na wielu demonstracjach odbywających się w Stanach – We Shall Overcome. Kiedy policjanci zaczęli używać siły, pałować i powalać na ziemię protestujących, jedna z ofiar takiego zachowania krzyknęła „Zróbcie z tym coś, chłopaki!”. Tłum ludzi rozkołysał furgonetkę, ponacinał opony, poleciały kostki bruku, cegły, butelki i puszki. Policjanci zabarykadowali się w klubie. Dostrzegli właz prowadzący na dach budynku, przez który przedarła się policjantka by wezwać posiłki. Policja szukała odwetu, jednak gdy funkcjonariusze zbliżali się do protestujących zobaczyli tłum trzymający się pod rękę i wymachujący to jedną to drugą nogą – niczym w broadwayowskim musicalu. Za to zostali potraktowani strumieniami wody. Rozruchy przestały się ograniczać tylko do Christopher Street. Płonęły śmietniki, przewracano samochody, wybijano szyby w autach. Spokój zapanował dopiero rano. W gestach solidarności na murach zawisły plakaty i pojawiło się graffiti. Przez kolejne dwa wieczory Christopher Street było niespokojne. Dzięki tym wydarzeniom środowisko wykluczone społecznie zyskało siłę i narodziło się na nowo. Dziś, poniekąd dla upamiętnienia tego wydarzenia, czerwiec został ogłoszony Miesiącem Dumy.  

Ameryka żyła wprawdzie od lat jak na wulkanie, przez miasta ciągnęły demonstracje, wybuchały rozruchy, płonęły budynki, padały ofiary śmiertelne. Nikt się jednak nie spodziewał, że społecznością zdolną doprowadzić do wycofania się policji będą homoseksualiści, którym rozpowszechnione przekonanie odmawiało cech takich jak waleczność czy zdeterminowanie. Nie było do tej pory zamieszek, w których wyniku to policja musiałaby się bronić. To dodawało zebranym na Christopher Street woli walki. To podniecało, wzbudzało poczucie siły. Przełamywał się stereotyp biernej, zniewieściałej cioty. Pierwsze manto, jakie w najnowszej historii spuszczono nowojorskiej policji, było mantem od przedstawicieli mniejszości seksualnych. Środowisko gejowskie poznało swoją siłę, nierzadko ku własnemu zdziwieniu. Stonewall otworzyło im oczy.

Jerzy Jarniewicz, Czerwcowa tęcza nad Stonewall, [w:] Bunt wizjonerów, str. 285, wyd. Znak, Kraków 2019

Powrót do listy

 

Zamach na Martina Luthera Kinga

4 kwietnia 1968 roku James Earl Ray dokonał zamachu na Martinie Lutherze Kingu – laureacie Pokojowej Nagrody Nobla. 

King niezadowolony z planów rządu, podjął walkę o reformę w państwie by zlikwidować nierówności społeczne i ubóstwo. Zorganizował strajk ludzi biednych, przez co był później inwigilowany przez FBI. Tłumienie coraz liczniejszych protestów przez policję spotkało się z wyraźnym sprzeciwem organizacji społecznych. Podczas demonstracji w Memphis, King został zatrzymany, a w mieście wprowadzono stan wyjątkowy. Lecąc do Tennessee, King chciał spotkać się ze strajkującymi i burmistrzem. Chciał zorganizować także pokojową demonstrację. Tego dnia dowiedział się z lokalnej prasy, że wyznaczono nagrodę 70-100 tysięcy dolarów za jego głowę. Jednak zakwaterował się w hotelu, wieczorem wygłosił kazanie, a następnego dnia udał się do sądu z prośbą o pozwolenie na pokojowy marsz. Kiedy wrócił do hotelu, wraz z przyjaciółmi czekał by wyjść na obiad do rodziny pastora Samuela Kylesa. King, Kyles i Ralph Abernanthy wrócili się do swoich pokoi po płaszcze. King wraz z Kylesem stali na balkonie, w pewnym momencie Kyles musiał zejść na dół i wtedy usłyszał strzał. Widok jaki zastał był przerażający. King leżał na balkonie z trzycalową raną wlotową w okolicy prawej strony szczęki i szyi. Kula uszkodziła rdzeń kręgowy i tętnice. King, mimo szybkiej interwencji przyjaciół i lekarzy, nie przeżył. Wieść o zamachu wywołała liczne protesty w Stanach Zjednoczonych. 

Powrót do listy

 

Zamach na Roberta F. Kennedy'ego

5 czerwca 1968. Po śmierci trzydziestego prezydenta USA – Johna F. Kennedy’ego w 1963, stanowisko objął Lyndon B. Johnson. W tym czasie Robert Kennedy, brat zamordowanego prezydenta, obejmował stanowisko prokuratora generalnego. We wrześniu 1964 roku zrezygnował z funkcji, by stanąć do walki o mandat senatora, co stało się faktem. Kiedy kadencja Johnsona dobiegała końca, kampania prezydencka była skoncentrowana głównie na wojnie w Wietnamie, której jednym z głównych przeciwników był Martin Luther King. Do wyścigu o fotel prezydencki włączył się Robert Kennedy, który opowiedział się przeciwko polityce wojennej Johnsona. Jeszcze przed ubieganiem się o nominację prezydencką, w czerwcu 1967, jednoznacznie wypowiedział się w sprawie wojny sześciodniowej. Zdecydowanie poparł wtedy Izrael, co jest podawane za główny powód zamachu dokonanego przez Palestyńczyka – Sirhana Bishara Sirhan. 

4 czerwca 1968 roku w Kalifornii odbyły się prawybory, mające na celu wyłonić kandydata Partii Demokratycznej. O nominację ubiegało się trzech polityków – Robert Kennedy, Eugene McCarthy i wiceprezydent Hubert Humphrey. Okazało się, że McCarthy nie może liczyć na poparcie, zatem trzeba było wyłonić kandydata spośród dwójki pozostałych. Po zliczeniu wszystkich głosów podano do wiadomości, że Robert F. Kennedy zwyciężył. Laureat podziękował zebranym w hotelu za udzielone poparcie. Planował także spotkać się z ludźmi i przejść przez całą salę balową, ale odradzano mu to. Namówiono go natomiast do tego, by poszedł na zapowiedzianą konferencję prasową, do sąsiedniej sali.

Gdy Kennedy wraz ze współpracownikami przechodził korytarzem, zza maszyny do lodów wyskoczył Sirhan Sirhan, trzymając rewolwer i strzelił kilkukrotnie. Pierwsza kula trafiła w głowę, za prawym uchem. Dwie kolejne trafiły w tylną część szyi i klatkę piersiową. Ostatnia kula chybiła celu, ocierając się zaledwie o marynarkę. Oprócz Kennedy’ego rannych zostało pięć osób: wolontariusz Irwin Stroll, działaczka Demokratów Elizabeth Evans, dziennikarze William Weisel i Ira Goldstein oraz związkowiec Paul Schrade. 

Po oddanych strzałach Kennedy był przytomny i zapytał zebranych wokół czy są bezpieczni. Następnie zobaczył się z żoną. Chwilę później stracił przytomność i został przewieziony do szpitala, gdzie odbyła się walka o jego życie. Niestety przegrana…

Powrót do listy

 

Misja Apollo 8

Od 21 do 27 stycznia 1968 Agencja Kosmiczna NASA kierowała pierwszą misją, która wyniosła człowieka poza orbitę okołoziemską i okrążyła Księżyc. Celem misji było zebranie informacji o możliwych miejscach lądowania, a jednym z jej efektów było pierwsze zdjęcie całej Ziemi. 

Powrót do listy

 

zespół Śliwki

Big-beatowy zespół wokalno-instrumentalny Śliwki wywodzi się z łódzkiego Klubu Młodzieży Szkolnej. Na próby spotykali się w Towarzystwie Społeczno – Kulturalnym Żydów przy ulicy Więckowskiego 13. Zespół powstał w 1966 roku, a rozgłos zdobył dzięki utworom z sesji dla Rozgłośni Polskiego Radia w Łodzi. Grupę tworzyli: Włodzimierz Szeps, Henryk Gwiazda, Leonard Gwiazda, Jerzy Tworkiewicz, Filip Sztulman, Ryszard Rozenberg. Unikatową cechą Śliwek było połączenie tekstów m.in. S. Żeromskiego, W. Szekspira, A. Mickiewicza z muzyką rockową. W tekstach Śliwek pojawiają się zarówno miłość, jak i polityka – wspomnienia o wojnie i lęk przed przyszłością. 

Do dziś jest kilka hipotez na temat nazwy zespołu. Pierwsza mówi o tym, że był w Warszawie bardzo dobry szewc – Pan Śliwa [ Śliwka], który mógł robić na zamówienie najmodniejsze wtedy obuwie w całej Polsce. Buty podobne do tych, w których chodzili The Beatles! Być może przez to, że członkowie chodzili w butach od Pana Śliwki, powstała nazwa zespołu. Druga hipoteza mówi, że nazwę wymyślił Ryszard Pryt, jak jednak pisał w swoich wspomnieniach Jerzy Tworkiewicz: „była [ona] żartem o nieodgadnionej proweniencji – sam twórca nie bardzo kwapił się z wyjaśnieniami. Chyba chodziło o to żeśmy zieloni, świeży, niedojrzali.”

Od kilku lat Marcin Pryt, wokalista zespołu 19 Wiosen, prowadzi fanpage zespołu Śliwki na Facebooku. Pan Marcin jest synem jednego z założycieli zespołu – Ryszarda Pryta. Wspólnie z obserwatorami próbuje odbudować pamięć o zespole, a także kolekcjonuje artykuły, pamiątki i wspomnienia byłych członków oraz fanów. 

Powrót do listy

 

Budynek i szkoła im. Pereca w Łodzi

Szkoła im. Icchaka Pereca w Łodzi powstała przy ul. Kilińskiego 49 w 1945 r. W dostosowanej do potrzeb szkoły kamienicy Pinkusa Brzezińskiego dzieci uczyły się w jidysz. Wskutek emigracji liczba uczniów z czasem się zmniejszyła, jako język wykładowy wprowadzono polski. W latach 50. szkoła została przeniesiona do budynku przy ulicy Więckowskiego 13, a po wydarzeniach 1968 roku – zlikwidowana. „Adres ten jest miejscem na mapie pamięci rozrzuconych po świecie byłych uczniów tej szkoły” – głosi tablica pamiątkowa powieszona przez absolwentów Pereca przy ul. Więckowskiego w języku polskim, angielskim i hebrajskim. 

Powrót do listy

 

Hippisi

Jest połowa lat 60., Stany Zjednoczone. Młodzi ludzie zaczynają się sprzeciwiać wojnie w Wietnamie oraz konsumpcyjnemu stylowi życia Amerykanów. Pod hasłami „Make love, not war” czy „Peace and love” kryło się pragnienie wolności i zmiany. Buntowali się przeciwko poborowi mężczyzn do wojska, instytucji kościoła, szkolnictwu, korporacjom, rodzinie, pieniądzom czy międzyludzkiej rywalizacji. Żyli we wspólnotach (tak zwanych komunach) prowadząc ekologiczny tryb życia. 

Z przekonania, że ziemia może być czyjąś własnością, a więc także przedmiotem spekulacji i obrotu, zrodziły się najkoszmarniejsze rozdziały historii. To ziarno wojen, najazdów, kolonizacji, wylęgarnia zdobywczych instynktów. Z przekonania przeciwnego: że ziemia winna być powszechnie dostępna, jak dom dla wszystkich otwarty, w którym każdy czuje się u siebie, brała się codzienna filozofia komun – dzielenie się tym, co posiadasz, wspólne użytkowanie przedmiotów, praca na rzecz społeczności.

Jerzy Jarniewicz, Kapsle jak gwiazdy, czyli życie komun, [w:] Bunt wizjonerów, str. 83, wyd. Znak, Kraków 2019

 

Często sięgali po substancje psychotropowe – popularne były LSD czy marihuana. Hippisi wyróżniali się także swoim wyglądem – kolorowe ubrania, własnoręczne ozdoby, długie włosy, mężczyźni zapuszczali także brody. Chodzili boso by czuć silniejszy związek z Matką Ziemią. 

(…) ostra ocena tego, co Didion zobaczyła w Haight-Ashbury, a co zmusiło ją do odwołania się w jej reportażu do tak nośnej retoryki. Ludzie, z którymi rozmawia, to nastoletni uciekinierzy z rodzinnych domów, szukający – no właśnie, nie za bardzo wiadomo czego. Dopytywani o powód ucieczki, szermują podchwyconymi, wyświechtanymi frazesami. Wolność – mówią – zabawa, miłość, odlot. Ku temu lgną. Nie mniej mgliste jest to, od czego uciekają – nie są to dzieci z patologicznych rodzin, nie uciekają przed nędzą czy przemocą. Uciekłem przed zakazami, mówi jeden z rozmówców Didion. A zapytany, czego dotyczyły te zakazy, od których się wreszcie uwolnił, odpowiada bez namysłu: peyotl, alkohol, meskalina, metedryna. Na spotkanie z parą uciekinierów, lat piętnaście i szesnaście, Didion, za radą znajomego, przynosi… nie, nie dragi, ale hamburgery i butelki coli. Nastolatki się cieszą, zgłodniałe. Dziewczyna zdradza powody, dla których uciekła z domu. Musiała chodzić do kościoła, a rodzice nie pozwalali jej się ubierać tak, jakby chciała. Inna para uciekinierów wie, że pobyt w Haight jest tymczasowy, planują wyjazd do Afryki albo lepiej – do Indii, gdzie chcieliby pracować na roli. Kiedy Didion podaje swój wiek – miała wtedy trzydzieści dwa lata – jej rozmówca pociesza ją: „Nie martw się, są tu też starzy hippisi”. Widziałam, pisze Didion, widziałam to wszystko, po czym opisuje chłodno, bez komentarza, poszczególne przypadki. Na przykład pięcioletnią dziewczynkę Susan, której matka od roku podaje kwas i peyotl. Kiedy Didion próbuje podsumować swoje wrażenia, znajduje tylko gorzkie słowa: 

Byliśmy świadkami desperackiej próby podejmowanej przez garstkę żałośnie nieprzygotowanych dzieci, polegającej na stworzeniu społeczności w społecznej próżni. Przypatrzywszy się tym dzieciom, nie mogliśmy dłużej nie dostrzegać tej próżni, nie mogliśmy dłużej udawać, że można odwrócić proces atomizacji społeczeństwa. Nie był to tradycyjny konflikt pokoleń. Gdzieś pomiędzy rokiem 1945 a 1967 nie dopełniliśmy obowiązku wprowadzenia młodzieży w reguły gry, w którą graliśmy. Może sami przestaliśmy w te reguły wierzyć. Może straciliśmy ochotę do gry. (za: Joan Didion, Pełzną ku Betlejem, tłum. Jolanta Plakwicz, Literatura na świecie 1988, nr 4, str. 202-239)

Jerzy Jarniewicz, Haight-Ashbury: rzeczpospolita hippisów [w:] All you need is love. Sceny z życia kontrkultury, str. 47, wyd. Znak, Kraków 2016

Powrót do listy